Epidemia koronawirusa w Chinach dotknęła ponad 81 tys. osób i zabrała życie ponad 3,2 tys. chorych. Od dawna w przestrzeni medialnej krążą oskarżenia wobec Chin o ukrywanie kluczowych informacji na temat nowego wirusa i poinformowanie o nim świata w chwili, kiedy było już za późno.
Bohaterem tych, którzy twierdzą, że władze w Pekinie doprowadziły do zaniedbań w sferze przekazywania informacji jest lekarz Li Wenliang, który jako pierwszy ostrzegał przed tajemniczą chorobą. Jego głos wpierw wyśmiewano, bagatelizowano, a potem stanowczo uciszano. Li zmarł w końcu na koronawirusa, do końca ratując pacjentów.
Pierwsze doniesienia na temat koronawirusa w chińskim internecie zaczęły krążyć w grudniu ubiegłego roku. Według raportu organizacji badawczej Citizen Lab działającej przy uniwersytecie w Toronto, władze ChRL zrobiły bardzo dużo, aby uciszyć głosy roznoszące wieści o nowej, śmiertelnej chorobie. Wiadomości na temat koronawirusa były m.in. szeroko cenzurowane przez niezwykle popularną w Chinach platformę WeChat. Wycinane miały być – oprócz treści ewidentnie krytycznych wobec poczynań rządu – nawet wpisy o neutralnej wymowie, mające charakter czysto informacyjny.
Informacje na temat tego, jak naprawdę wygląda sytuacja, zaczęły przedostawać się do mediów na przełomie stycznia i lutego. Przykładem takich treści są artykuły w magazynie poświęconym finansom „Caijing” i pokrewnym piśmie „Caixin” o tematyce biznesowej. Dotyczyły one m.in. złej sytuacji wyposażenia służby zdrowia w prowincji Hubei, a także opóźnień w podjęciu przez chiński rząd działań zmierzających do przeciwdziałania epidemii koronawirusa.
W raporcie Citizen Lab czytamy, że platformy internetowe w Chinach podejmowały cenzurę samodzielnie, chcąc uprzedzić ewentualną naganę ze strony władz. Obowiązujące w Chinach prawo zobowiązuje je do kontroli treści, jednakże bardzo często nie dostarcza ku temu szczegółowych wytycznych.
Jak Chiny snuły opowieść o pełnej sukcesów walce z epidemią
6 lutego serwis Quartz opublikował tekst o tym, że władze w Pekinie zdecydowały się wysłać ponad 300 dziennikarzy do prowincji Hubei aby wzmocnić właściwą orientację opinii publicznej poprzez opowiadanie „poruszających historii” i ukazanie „jedności chińskiego narodu w obliczu epidemii”. Więcej o tym można przeczytać w komunikacie państwowej agencji prasowej Xinhua.
Decyzja o skierowaniu dziennikarzy do Hubei zapadła po spotkaniu prezydenta Xi Jinpinga z wyższymi rangą urzędnikami administracji państwowej, które było poświęcone kryzysowi w odbiorze tego, jak Pekin radzi sobie z kryzysem wywołanym epidemią. Podczas spotkania jedną z głównych podjętych decyzji miała być m.in. ta o wzmocnieniu kontroli państwa nad mediami internetowymi.
Chińczycy na wojnie z cenzurą
Krytyczne wobec rządu opinie nie miały prawa ukazywać się w przestrzeni medialnej. Aby zapobiec ich rozprzestrzenianiu się, Pekin wzmógł swoją walkę z usługami VPN na terenie kraju.
Wirtualna sieć prywatna to jednak niejedyna metoda, jaką w Chinach można poradzić sobie z rządową cenzurą. Organizacja Amnesty International przygotowała zestawienie kodów, jakimi chińscy internauci zaczęli posługiwać się w sieci, by móc przekazywać sobie informacje na temat koronawirusa. Do szyfrowania wiadomości posłużyły im m.in. popularne ikonki emoji, wytworzył się również charakterystyczny żargon pozwalający otwarcie rozmawiać o metodach omijania cenzury (w którym „drabina” może oznaczać sieć VPN używaną do obejścia Wielkiego Chińskiego Firewalla).
Społeczni archiwiści, którzy przyzwyczaili się już do tego, że rząd lubi modyfikować historię wstecz, zajęli się przechowywaniem usuwanych przez władze z sieci problematycznych z punktu widzenia cenzury artykułów. Przechwycone przez nich materiały, które znikają z internetu w Chinach, są następnie umieszczane na wolnych od wpływu Pekinu platformach takich jak GitHub czy Google.
W czasie epidemii na nowo rozkwitło w Chinach również dziennikarstwo obywatelskie – przez wielu realizowane partyzanckimi metodami, za to informujące świat o tym, co działo się w mieście Wuhan, w którym wybuchła epidemia koronawirusa. Ich materiały, publikowane na zachodnich platformach takich jak Facebook, YouTube czy Twitter wymykały się cenzurze – jednakże wielu dziennikarzy obywatelskich po pewnym czasie zaprzestawało nadawania. Jak możemy się domyślić – zapewne z powodu aresztowania przez władze.
Kiedy walka z dezinformacją może wyrodzić się w cenzurę
Chińskie władze wielokrotnie tłumaczyły swoje działania chęcią ograniczenia rozprzestrzeniania się fałszywych informacji na temat koronawirusa. Dezinformacja związana z epidemią nowego patogenu to istotny problem – cenzura nigdy jednak nie powinna być narzędziem wykorzystywanym do walki z nią. Ograniczanie możliwości działania mediów oraz rozprzestrzeniania informacji na temat epidemii ostatecznie owocuje szkodą dla społeczeństwa, a w krajach europejskich – dla demokracji.
Tylko rzetelna praca dziennikarska jest w stanie przeciwstawić się dwóm wielkim siłom – propagandzie rządowej, która jak w przypadku Chin może długo działać na rzecz ukrycia faktu bezradności wobec epidemii i bagatelizować zagrożenie, jak i zalewowi fałszywych informacji, które – jak w przypadku doniesień o „cudownych terapiach” mających leczyć chorobę COVID-19 mogą prowadzić wiele osób do bezpośredniego zagrożenia ich zdrowia i życia.
Do realizacji tej pracy trzeba jednak odpowiedzialności i dojrzałości – po stronie dziennikarzy i po stronie państwa.