Należący do Google’a serwis YouTube najwyraźniej całkowicie odpuścił walkę z dezinformacją – zdecydował, że można zamieszczać w nim materiały twierdzące, jakoby to Donald Trump wygrał wybory w 2020 r. W przyszłym roku Amerykę czeka kolejna elekcja.
YouTube zdecydowało, że wycofa się z zakazu publikowania nagrań wideo, w których pada fałszywe twierdzenie o tym, że to Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w 2020 r.
Wcześniej teza o tym, że wybory, w których w rzeczywistości zwyciężył Joe Biden zostały „skradzione”, służyła za jeden z silniejszych napędów dla konsolidowania się społeczności zwolenników byłego prezydenta, w której ogromną rolę odgrywają m.in. członkowie ruchu wokół teorii spiskowej QAnon oraz przedstawiciele alt-right (alternatywnej prawicy) zrzeszeni wcześniej wokół Steve’a Bannona i serwisu Breitbart.
Strzał w stopę
YouTube argumentuje swoją decyzję tym, że przed wyborami w 2024 r. nie chce „ograniczać mowy politycznej”. To ciekawe, zwłaszcza w kontekście wcześniejszych działań ukierunkowanych na walkę z dezinformacją. Można jednak uznać, że były one wynikiem presji ze strony regulatorów – tak tych amerykańskich, jak i europejskich.
W grudniu 2020 r. serwis deklarował, że będzie bezwzględnie walczył z dezinformacją wyborczą i wprowadzaniem w błąd osób myślących, że to Trump zwyciężył w pojedynku z Bidenem, a jego oficjalna przegrana to np. wynik zmanipulowania infrastruktury służącej do obsługi wyborów.
Mimo tego, 6 stycznia 2021 r. doszło do ataku na Kapitol, w którym to zwolennicy Trumpa wdarli się do budynków rządowej administracji federalnej, a w zamieszkach życie straciło pięć osób. To najwyraźniej dla YouTube’a za mało, aby uznać, że fałszywe tezy w wiralowych wideo są niebezpieczne.
On wraca
W marcu YouTube przywrócił konto Donalda Trumpa, które po ataku na Kapitol jego zwolenników zostało zablokowane. Na łamach TECHSPRESSO.CAFE można przeczytać też o odblokowaniu konta byłego prezydenta na Twitterze, gdzie jednak nie wrócił – bo woli swoją sieć społecznościową Truth Social, w której swobodnie rozmawia ze swoimi zwolennikami.
Jak widać działania i deklaracje Elona Muska, który w praktyce zrezygnował z moderacji treści na Twitterze i wyprowadził platformę z europejskiego sojuszu na rzecz walki z dezinformacją, to dla polityka za mało jak na zapewnienie, że będzie mógł wprowadzać w błąd i polaryzować do woli.
Trump po stronie republikańskiej na razie ma największe szanse na zwycięstwo w przyszłych wyborach. Wie, jak używać internetu, ma także pieniądze, aby zatrudnić najlepszych specjalistów od inżynierii społecznej. Przy tym wszystkim, Joe Biden, który również chce walczyć o drugą kadencję, nie cieszy się zbyt dużym poparciem opinii publicznej, a dodatkowo – wśród Demokratów praktycznie nie ma nikogo innego, kto mógłby ruszyć do wyścigu o fotel prezydenta USA.
Kwiatek do kożucha
YouTube deklaruje przy tym, że nadal ma zamiar promować „autorytatywne” treści na temat wyborów, z których będzie można dowiedzieć się faktów. Jak to wszystko działa – wiemy doskonale mając doświadczenia z czasów pandemii, kiedy najłatwiej w serwisie było znaleźć dezinformację.
Platforma twierdzi, że żadne inne reguły dotyczące walki z dezinformacją nie zmienią się – w tym, YouTube nadal ma walczyć z treściami, które wprowadzają błąd co do tego, kiedy, gdzie i jak zorganizowane będą wybory, a także tymi, które mogą zniechęcać do brania w nich udziału.