Czasami myślę o pandemii koronawirusa, jak o długiej, ciemnej nocy, która nigdy się nie kończy – nawet, kiedy blisko już do świtu, ciemności są na tyle gęste, że jasność nie przedziera się do naszego codziennego życia. Metafora ta znacznie zyskała na znaczeniu, kiedy przeczytałam najnowszy raport Infuture Institute Natalii Hatalskiej.
Co z niego wynika? Przede wszystkim to, że w pandemii cierpimy – z powodu izolacji, braku możliwości rozwoju i innych ograniczeń. To, co jednak łączy nas ze światem sprzed COVID-19, to nierówności – bo nawet w koronakryzysie cierpienie kobiet jest większe.
W raporcie opisującym wpływ pandemii na kobiety mieszkające w Polsce i na Cyprze czytamy, iż pandemia pogłębiła istniejące już wcześniej nierówności dotykające kobiet, przede wszystkim w zakresie podziału obowiązków domowych.
Wpłynęła również negatywnie na to, jakimi szansami kobiety dysponują w sferze rozwoju zawodowego – hamując możliwości, odbierając okazje, spychając na margines.
Infuture Institute specjalizuje się w badaniach, których unikalną cechą jest wielopoziomowość i to, co nazywam „wyciąganiem głębokich wniosków”, często niewidocznych, jeśli skupiamy się wyłącznie na analizie danych statystycznych.
Metodologia badania
Same dane, jeśli są pozbawione kontekstu społecznego, cywilizacyjnego, a także politycznego i geograficznego, nie dają odpowiedzi na wiele więcej, niż tylko podstawowe pytania.
Wartość w raportach zespołu Natalii Hatalskiej znajduję właśnie w tej szerszej, niedostępnej dla wielu podmiotów w Polsce perspektywie, za którą serdecznie dziękuję – jako dziennikarka i jako badaczka.
Przykładem pogłębionego researchu może być wykorzystana przez Infuture Institute metodologia Piramidy Poziomów Neurologicznych Roberta Diltisa, która pozwala na wgląd w kilka wymiarów (konkretniej – sześć) codziennego funkcjonowania ludzi.
Negatywne strony pandemii
W Polsce – według Infuture Institute – dzięki tej metodzie ujawnia się fakt, że dla 69 proc. kobiet pandemia koronawirusa to utrata poczucia bezpieczeństwa w kwestiach takich, jak praca, finanse i zdrowie bliskich. Dla nieco ponad połowy (51 proc.) to uczucie osamotnienia, zubożenia i ograniczenia relacji. 39 proc. respondentek stwierdziło, że koronakryzys przerodził się w trudności z pogodzeniem obowiązków zawodowych i domowych, 34 proc. – iż zaowocował utratą pracy lub zleceń i trudnościami w utrzymaniu się, 28 proc. zaś – co jest dla mnie ogromnie wysoką, zatrważającą liczbą – przyznało, że czas epidemii to czas przemocy, w związku z koniecznością przebywania w jednym miejscu (w „domu”) ze sprawcą, nierzadko stosującym przemoc tak fizyczną, jak i psychiczną.
Są również i pozytywy
Osobiście należę do osób, którym pandemia „dała” bardzo dużo, pozbawiając mnie konieczności tłumaczenia współpracującym ze mną mediom, dlaczego wolę pracę zdalną od stacjonarnej w redakcji i udziału w wielu pozbawionych głębszego sensu wydarzeniach, których jedyna wartość to PR organizatorów.
52 proc. respondentek z Polski w pandemii odzyskało wolność i kontrolę nad codziennością. To deklaracja, pod którą mogę podpisać się obiema rękami. 49 proc. znalazło czas na refleksję i rewizję swojego dotychczasowego życia – co nie ukrywajmy, jest bardzo ważne, a przeważnie ze względu na wszechobecny szum informacyjny, rzadko możliwe. 47 proc. polskich kobiet ankietowanych przez Infuture Institute znalazło w pandemii czas na rzeczy, które je cieszą, a na które wcześniej go brakowało. 43 proc. zainwestowało swój czas w podnoszenie swoich kwalifikacji i szkolenia, a 31 proc. po prostu stwierdziło, że pandemia to spokojniejszy czas.
Ponownie – bardzo doceniam te odpowiedzi i ogromnie się z nimi identyfikuję.
Wnioski nie są już tak korzystne
„Pandemia COVID-19 spowodowała, że Polki musiały szybko zaadaptować się do otaczających zmian i przejść na (w dużej mierze) scyfryzowany model opieki zdrowotnej” – czytamy w raporcie. „67 proc. kobiet przynajmniej raz zdarzyła się sytuacja, że podczas pandemii mogły zapisać się do lekarza wyłącznie na teleporadę / telewizytę” – dodano.
Tak, teleporady, które miały okazać się pandemiczną prowizorką, zostały z nami na dłużej i skutecznie utrudniają pacjentom korzystanie z prawa do opieki. Ochrona zdrowia, zwłaszcza w małych miejscowościach, nadużywa tego modelu pracy i odmawia przyjmowania pacjentów. Sytuacja taka miała miejsce w niektórych miastach Dolnego Śląska nawet w czasie, kiedy raportowano poniżej 100 zakażeń tygodniowo w skali kraju. Warto przyjrzeć się lokalnym doniesieniom – na przykład z Chojnowa k. Legnicy.
„Pandemia spowolniła rosnące od kilku lat trendy związane z umacnianiem się pozycji kobiet zarówno w społeczeństwie, jak i na rynku pracy” – stwierdzono w raporcie Infuture Institute. „Nastąpił powrót do kulturowo przypisywanych kobietom ról społecznych: opiekunek, strażniczek ogniska domowego, poświęcających się matek” – dodał zespół.
W mojej opinii to nie tylko kwestia pandemii – patriarchat w polskim społeczeństwie ma się doskonale przede wszystkim dzięki panującemu w naszym kraju klimatowi politycznemu. Model kobiety-siłaczki, poświęcającej się dla dobra rodziny, czy też generalnie – otoczenia, jest od dawna promowany m.in. w wielu szkolnych lekturach. Czas z tym skończyć, inaczej nic nigdy się nie zmieni.
„Potrzebna jest systemowa zmiana w postrzeganiu i finansowym docenianiu prac i zawodów, które okazały się kluczowe dla społeczeństwa w czasie pandemii, a w których nadreprezentacja kobiet jest wyraźna” – czytamy w raporcie.
Teza pozornie bez związku z poprzednim wnioskiem, choć przy chwili refleksji wniosek nasuwa się sam – im mniej prestiżowy zawód i im większego poświecenia wymaga, tym większe jest prawdopodobieństwo, że będzie wykonywany przez kobietę. Ponownie – taki mamy społeczno-polityczny klimat.