Firmy rozwijające AI walczą o dostęp do naszych danych, a ich przedstawiciele walczą z krytyką skierowaną przeciwko koncernom. Ile można stracić oddając swój wizerunek Big Techom?
Na łamach TECHSPRESSO.CAFE informowaliśmy niedawno, że koncern Meta wznowi szkolenie swojej sztucznej inteligencji w oparciu o dane użytkowników z Unii Europejskiej. Wcześniej proces ten został wstrzymany w wyniku sprzeciwu organizacji zajmujących się obroną praw obywatelskich w świecie cyfrowym, które argumentowały, że Meta w ten sposób narusza regulacje chroniące dane i prywatność w ramach Wspólnoty.
Wykorzystaniu danych do szkolenia AI można się sprzeciwić, jednak oczywiście nie jest to łatwy proces – sprzeciw możliwy jest tylko w reakcji na odpowiednie powiadomienie lub wiadomość e-mail od Mety. Dla wielu użytkowników usług tego koncernu trudne może być również wyrażenie go własnymi słowami; aby sprzeciw zgłosić, trzeba napisać kilka zdań uzasadnienia w okienku, gdyż formularz nie udostępnia tradycyjnego i ułatwiającego deklaracje okienka do zaznaczenia preferencji.
Krytyka pazerności i żarłoczności Big Techów, które walczą o nasze dane, jest w sieci obecna w środowiskach osób zajmujących się wieloma dziedzinami – od ochrony danych, po etykę cyfrową. Obecni są jednak także pracownicy i lobbyści Big Techów, którzy żywo na tę krytykę reagują, próbując tłumaczyć szerszej opinii publicznej, iż w rzeczywistości udostępniając swoje dane AI niczego nie traci, a co więcej – zyskuje.
Czy aby na pewno?
Licencja na wizerunek
Południowokoreański aktor Simon Lee był zszokowany, gdy zobaczył samego siebie w roli ginekologa, a także chirurga, w reklamie na TikToku i Instagramie, która promowała wątpliwej jakości kuracje medyczne – donosi agencja AFP. Oczywiście Lee nie wystąpił w nieetycznej reklamie, nie sprzedał też swojego wizerunku przedsiębiorcy, który świadczy niesprawdzone usługi z branży medycznej. Co zatem się wydarzyło?
Simon Lee, jak czytamy w materiale francuskiej agencji prasowej, to jeden z aktorów, którzy zgodzili się na udzielenie licencji na wykorzystanie swojego wizerunku firmom rozwijającym sztuczną inteligencję w celach marketingowych. Nie spodziewali się, że ich twarze będą wykorzystywane w sposób niezgodny z prawem, nieetyczny, a także iż będą firmować swoim wizerunkiem propagandę polityczną.
Dodatkowo, kontrakt, który Lee i inni aktorzy zawarli z firmą, której udzielili licencji na wykorzystanie swojego wizerunku przez sztuczną inteligencję, zawiera zapisy, które blokują im możliwość starania się o usunięcie potencjalnie uderzających w ich reputację materiałów.
Sprawny marketing tanim kosztem
Eksperci, z którymi rozmawiała AFP, wskazują iż technologia sztucznej inteligencji pozwala obecnie na znaczne obniżenie kosztów produkcji reklamy. AI jest tańsza niż praca z aktorem na planie filmowym, a pozwala uzyskać równie dobre efekty przy użyciu wygenerowanego awatara – czytamy.
Na rynku obecne są także firmy, które budują katalogi cyfrowych modeli i modelek, gotowych do wykorzystania w reklamie dowolnego produktu lub usługi. Oprócz obniżenia kosztów – jak twierdzi cytowana przez AFP konsultantka ds. AI i komunikacji cyfrowej Solene Vasseur – wykorzystanie sztucznej inteligencji w reklamie pozwala firmom pokazać, że nie są na bakier z nowymi technologiami i nadążają za trendami.
Jak to działa?
Aktorzy, którzy postanowili oddać swój wizerunek, biorą udział w kilkugodzinnej sesji zdjęciowej i nagraniowej na zielonym ekranie. Podczas zdjęć ich zadaniem było zagranie zróżnicowanych emocji, po to, aby sztuczna inteligencja mogła nauczyć się naśladować konkretną osobę i aby stworzony za jej pomocą awatar był zdolny do wypowiedzenia dowolnej kwestii w każdym możliwym języku.
Słowem – wizerunek aktora musiał być idealnie skopiowany przez algorytmy po to, aby mogły naśladować daną osobę w sposób niemożliwy do odróżnienia dla ludzkiego oka.
Warto pamiętać, że w przypadku Big Techów, które zaczynają szkolić swoją AI na danych generowanych przez użytkowników, takich jak nasze wideo zdjęcia na Instagramie (i nie tylko) lub publicznie dostępne wpisy oraz komentarze na innych platformach, proces gromadzenia danych również pozwala na stworzenie naszego doskonałego odwzorowania w przestrzeni cyfrowej, naśladowanie naszego stylu pisania, wypowiedzi, a niejednokrotnie – odtworzenie głosu oraz ruchu sylwetki.
Kontrowersyjne klauzule
AFP zwraca uwagę, że w wielu przypadkach osoby decydujące się na oddanie swojego wizerunku lub danych mogą spotkać się z niedozwolonymi klauzulami w umowach dotyczących tej kwestii.
Jak podkreśla agencja, dla jednych kuszący jest szybki i duży zarobek, dla innych ryzyko, które wiąże się z oddaniem wizerunku AI jest niejasne i nie zawsze podpisujący kontrakt zdaje sobie sprawę z tego, na co naprawdę się zgadza.
To przypadek kolejnego aktora – tym razem 29-letniego nowojorczyka Adama Coya, który za 1000 dolarów zgodził się przekazać prawo do swojego głosu i twarzy wytwórni MCM, zezwalając na jego wykorzystywanie przez rok.
Wizerunek Coya został wykorzystany w sposób, na który ten nie wyraził zgody – mianowicie ktoś użył jego twarzy i głosu w materiałach wideo, w których sklonowany Coy „przychodzi z przyszłości” i zapowiada, że nadchodzi wielka katastrofa.
Kontrakt młodego aktora nie zakazywał wykorzystania jego wizerunku w taki sposób, a sam Coy w rozmowie z francuską agencją stwierdził, że może zastanowiłby się nad tym bardziej, gdyby w życiu zawodowym miał więcej sukcesów i nie odczuwał tak silnej presji.
Jak dodał, pieniądze za tak niewielką ilość pracy wydawały się sensowne.
To nie jedyny przypadek – AFP opisuje również przykład brytyjskiego aktora, którego cyfrowy klon promował jednego z kandydatów na prezydenta w Burkina Faso. Wcześniej Brytyjczyk podpisał umowę z rodzimą firmą Synthesia, która zajmuje się tworzeniem cyfrowych awatarów na podstawie wizerunku żywych osób. Firma wytłumaczyła tę sprawę luką w egzekwowaniu regulaminowych zapisów i moderacji treści tworzonych z wykorzystaniem jej materiałów.
Do czego mogą być wykorzystane nasze dane?
Tak naprawdę do wszystkiego, czego regulamin firmy zbierającej dane o naszym wizerunku lub inne informacje nas dotyczące wprost nie wyklucza. Im bardziej ogólne są zapisy informujące nas o tym, jak użyte będą informacje na nasz temat oraz nasz wizerunek – tym większe ryzyko, że posłuży on do rzeczy, na które świadomie nigdy byśmy nie wyrazili zgody.
Według ekspertów z dziedziny prawa, ostrzeżeniem powinno być też użycie przez firmy gromadzące dane dla AI słownictwa świadczącego o tym, że zastrzegają sobie prawo do nieograniczonego użycia naszych danych i mają do nich pełne prawo własności, podobnie jak i mogą nimi dowolnie dysponować (np. sprzedawać zewnętrznym firmom i licencjonować nasz wizerunek lub informacje o nas dowolnym podmiotom) bez możliwości późniejszego sprzeciwu.
Zgodę na wykorzystanie naszych danych przez AI warto za każdym razem wyrażać świadomie – licząc się z tym, że reklama pasty do zębów to najmniej groźne nadużycie, którego można dokonać z wykorzystaniem naszego wirtualnego sobowtóra.