Czy pamiętacie co robiliście w dniu 5 czerwca 2013 roku, kiedy świat ujrzały rewelacje Edwarda Snowdena, wówczas jeszcze formalnie pracującego dla amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA)?
Ja kończyłam wówczas pracę nad letnim numerem czasopisma, w którym wówczas pracowałam jako redaktorka wykonawcza. Publikowaliśmy teksty polskich i zagranicznych intelektualistów poświęcone zmianom, jakie zachodzą w naszym świecie dzięki nowym technologiom. Autorzy, od których zamawiałam teksty, traktowali je przede wszystkim jako wspaniałe narzędzie komunikacji, które sprawiło, że odległości niemal zniknęły, a ogrom wiedzy gromadzonej przez pokolenia znalazł się w zasięgu ręki prawie każdego chętnego. Staraliśmy się – jako społeczność skupiona wokół niewielkiego, papierowego nakładu – dostrzegać dobre strony cyfrowej rzeczywistości.
Co ujawniły rewelacje Snowdena?
W upalny, czerwcowy dzień 12 lat po zamachach terrorystycznych na World Trade Center z 11 września 2001 roku dowiedzieliśmy się, że strach, jaki zasiał w ludziach z całego świata ten akt terroru, w sprzężeniu z gwałtownym rozwojem nowych technologii, pozwoliły Stanom Zjednoczonym (korzystając z moralnego uzasadnienia walką ze złem i obrony zachodniego świata) rozbudować system nadzoru na niespotykaną do tej pory skalę.
Realizowany od 2007 roku przez NSA program PRISM, którego istnienie ujawnił Snowden, to znakomity przykład transgresji – jednej z wielu – jakiej po zamachach z 11 września dokonała władza i jej służby.
PRISM to program obejmujący gromadzenie przez agencję na masową skalę danych telekomunikacyjnych dostarczanych przez amerykańskie firmy telekomunikacyjne i internetowe (np. Yahoo, Facebooka i Microsoft) w oparciu o żądania służb dotyczące przekazywania danych, które mogą stanowić przedmiot zainteresowania organów bezpieczeństwa ze względu na m.in. wyszukiwane podczas korzystania z sieci frazy.
Snowden ujawnił jednak nie tylko istnienie tego programu – przekazane przez niego dziennikarzom dokumenty opisywały także działanie programu Tempora realizowanego przez brytyjskiego partnera NSA – agencję wywiadu elektronicznego GCHQ Zjednoczonego Królestwa, testowanego od 2008 roku i wprowadzonego w fazę operacyjną w roku 2011. W ramach programu Tempora, GCHQ na szeroką skalę gromadzi dane dotyczące większości komunikacji w internecie z powszechnie wykorzystywanych łącz szerokopasmowych. Proces ich pozyskiwania przez służby nie jest ukierunkowany na żadną konkretną osobę, lecz ma charakter masowy, a zbierane informacje mogą być później dowolnie przeszukiwane i analizowane przez służby.
Przed zamachami z 11 września działania służb dotyczące uzyskiwania danych na temat obywateli były ściśle regulowane prawnie. Strach, jaki przyniosła z sobą eskalacja terroru, niejednokrotnie przekształcający się w zbiorową panikę, pozwolił na to, by uprawnienia organów stały się prawem same w sobie. Niestety, z dużym udziałem mediów, które – choć po wybuchu tzw. afery Snowdena prześcigały się w kolejnych sensacyjnych doniesieniach na jego temat, to wcześniej zrobiły bardzo dużo, by skutecznie ukorzenić powszechne obawy w swoich odbiorcach.
Jak wykiełkowało ziarno strachu
W pewien przewrotny sposób terroryści odnieśli na Zachodzie, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ogromny sukces. Udało im się zasiać w społeczeństwach wielu krajów ziarno paniki, a wśród władz i służb – paranoi. Trwale, w bardzo wielu państwach, podminowane zostały fundamenty demokratycznego rozumienia podziału władz i mechanizmów kontrolnych, które ograniczały możliwość ingerencji państwa w życie obywateli. Jednym z takich fundamentów jest dostęp organów do danych konkretnej osoby wyłącznie po uzyskaniu nakazu sądowego.
Myślę, że terroryści są również zadowoleni z tego, jak bardzo zmalało zaufanie obywateli do rządów w wielu krajach. Aparat państwa zaczął być postrzegany bowiem jako wróg, który może dopuszczać się nieuprawnionych ingerencji w prywatne życie konkretnych osób, a także całych grup społecznych (np. mniejszości seksualnych czy etnicznych, wyznaniowych) pod byle pretekstem.
W jednym szeregu z brakiem zaufania do państwa i organów bezpieczeństwa idą podziały społeczne i polityczne, a także wzrost zachowań ksenofobicznych – one z kolei pociągają kolejne przyzwolenia na ograniczanie swobód obywatelskich w imię bezpieczeństwa w coraz bardziej skonfliktowanej zbiorowości. Tak właśnie upadają wartości demokratyczne i europejskie.
Jak sprawę Snowdena widzą służby bezpieczeństwa?
Po ujawnieniu przez Edwarda Snowdena informacji na temat prowadzonych przez USA działań z zakresu masowej inwigilacji, NSA i CIA poinformowały, że wszystkie te działania są legalne i konstytucyjne. Programy nadzoru elektronicznego podlegają pod ścisły nadzór Kongresu – argumentowali przedstawiciele organów. Problem w tym, że Kongres przez wiele lat przed rewelacjami Snowdena otrzymywał od NSA informacje niezgodne z faktami – agencja zaprzeczała wielokrotnie, jakoby na masową skalę gromadziła dane telekomunikacyjne Amerykanów.
Jaką wiedzę na temat inwigilowanych osób pozyskują służby w ramach programów ujawnionych przez Snowdena? Krótko mówiąc – całkowitą. Gromadzone są bowiem metadane o wszystkim, co w sieci zamieszczają użytkownicy internetu, a także informacje o subskrybowanych przez nich treściach i usługach cyfrowych. Treść korespondencji elektronicznej i SMS-ów, wgląd w prowadzone z użyciem komunikatorów czaty, pełen wykaz połączeń głosowych, dane geolokalizacyjne, historia przeglądanych stron.
PRISM oraz inne programy przechwytywania komunikacji realizowane były we współpracy z operatorami telekomunikacyjnymi. Ciekawą kwestią jest jednak również udział firm technologicznych – w dokumentach Snowdena przewijają się nazwy usług i koncernów takich jak Yahoo, Microsoft, Google – wszystkie te firmy uczestniczyły w programie PRISM.
Amerykańska administracja ustami Johna Boltona oceniła, że rewelacje byłego analityka NSA to prezent dla Chin, które w 2013 roku pierwszy raz musiały mierzyć się z publicznymi, na szeroką skalę wyrażanymi oskarżeniami o cyberataki na infrastrukturę USA. W tekście opublikowanym w dzienniku “Guardian” Bolton argumentował, iż na ujawnieniu przez Snowdena tajnych operacji amerykańskich służb skorzystają nie tylko terroryści, ale również Chińczycy, którzy są zainteresowani przede wszystkim wykradaniem amerykańskiej własności intelektualnej.
Brzmi znajomo…?
Co mówi nam “Pamięć nieulotna” Edwarda Snowdena?
Snowden w swojej książce zarzeka się, że ujawnił informacje nie po to, by zaszkodzić USA, ale aby wesprzeć obywateli tego kraju oraz innych ludzi z całego świata w walce o ochronę swoich praw, przede wszystkim zaś prawa do prywatności. Masowe programy inwigilacyjne to według niego bezprawie, które pozbawia jednostkę w gruncie rzeczy możliwości decydowania o własnym życiu.
Książka “Pamięć nieulotna” to zapis drogi zawodowej Snowdena, który uzupełnia swoją opowieść o wiele osobistych fragmentów i wspomnień, mających zdaje się cel formacyjny – przedstawia się jako patriota i oddany idei wolności człowiek, który podjął takie a nie inne decyzje z pełną świadomością tego, iż zdewastują one na zawsze życie jego i najbliższych mu osób.
Nie dowiadujemy się z tej książki niczego nowego – możemy natomiast dowiedzieć się nieco o tym, jak działa cyfrowy świat i zarządzająca nim cyfrowa władza. Przydatna lektura dla tych, którzy w 2013 roku jeszcze nie interesowali się geopolityką ani tym, w jaki sposób gwałtowny rozwój technologii wywiera na nią wpływ, tym samym kształtując nasze życie.
Siedem lat po ujawnieniu sensacyjnych materiałów Edward Snowden mieszka w Moskwie, gdzie w wyniku perturbacji podczas przelotu do Ekwadoru utknął kilka dni po pierwszej rozmowie z dziennikarzami, latem 2013 roku. Już sam ten fakt bywa różnie oceniany przez komentatorów. Część opinii publicznej widzi w Snowdenie rosyjskiego szpiega, zdrajcę i malwersanta, część zaś – bohatera, który ujawnił światu niewygodną prawdę o tym, jaką cenę ma wygoda korzystania z technologicznych usprawnień życia codziennego, które tak kochamy.
Ocenę tego, co zrobił Snowden należy sformułować samodzielnie i w zgodzie z własnym sumieniem – mimo wszystko mając jednak świadomość, że bez rewelacji Snowdena wiedzielibyśmy dużo mniej o tym, jakimi prawami rządzi się rzeczywistość, w której żyjemy. Snowden według mnie osiągnął bardzo ważną rzecz – rozpoczął masową debatę o nadzorze elektronicznym i inwigilacji. Podziały w tej dyskusji dziś w dużej mierze pokrywają się z liniami już istniejących różnic (konserwatyzm i liberalizm, nie tylko w USA, również w Polsce).
Czy prywatność jest zatem mitem? Wszystko zależy od nas i naszych działań. W praktyce codziennej jedyną metodą ochrony przed inwigilacją jest szyfrowanie – dlatego komunikatory takie jak Signal są tak silnie krytykowane przez zwolenników “prewencyjnych środków nadzoru elektronicznego”. Bardzo dużo systemów szyfrowania ma swoje słabości i w rzeczywistości nie daje ochrony. Bardzo wielu z nas przedkłada wygodę nad ochronę własnej prywatności. Złudne poczucie bezpieczeństwa nad to, co w rozmowach o istocie demokracji bywa określane mianem wolności negatywnych, wolności “od” (inwigilacji, nadzoru, ingerencji w życie prywatne…). To są wybory, których codziennie dokonujemy jako użytkownicy usług cyfrowych, jako obywatele, jako społeczeństwa.
1 komentarze