Chiny zalały Twittera pornografią, by przykryć informacje o protestach

Chiny zalały Twittera pornografią, aby przykryć informacje o największych od 1989 roku protestach przeciwko polityce władzy. Chodzi o politykę zero-covid prezydenta Xi Jinpinga, która w ostatnich dwóch latach nie tylko doprowadziła do turbulencji w gospodarce, ale i sparaliżowała społeczeństwo.
Fot. Ian Hutchinson / Unsplash

Chiny zalały Twittera pornografią, aby przykryć informacje o największych od 1989 roku protestach przeciwko polityce władzy. Chodzi o politykę zero-covid prezydenta Xi Jinpinga, która w ostatnich dwóch latach nie tylko doprowadziła do turbulencji w gospodarce, ale i sparaliżowała społeczeństwo.

Według doniesień amerykańskiej agencji Associated Press, protesty, które w ciągu minionego weekendu rozlały się po wielu chińskich miastach, to największe antyrządowe demonstracje w Chinach od 1989 roku.

Ich powodem jest obowiązująca od dwóch lat w ChRL polityka zero-covid, w myśl której Pekin dąży do całkowitego wyeliminowania koronawirusa SARS-CoV-2 z kraju, przy użyciu wszystkich dostępnych środków. Przekłada się to na – z punktu widzenia Europy – absurdalne decyzje, takie jak objęcie całego 25-milionowego Szanghaju lockdownem, bądź też przetrzymywanie w fabrykach pracowników objętych kwarantanną, którzy przebywają w specjalnie do tego przeznaczonych pomieszczeniach i nie mogą opuścić terenu swojego zakładu pracy.

Jedną z takich fabryk jest „miasto iPhone’ów” tajwańskiego Foxconnu, największa montownia smartfonów Apple’a na świecie, która odpowiada za ponad 80 proc. dostępnych na światowym rynku telefonów tej marki. Tam również – w ubiegłym tygodniu – wybuchły protesty, które brutalnie stłumiono. Pracownicy Foxconnu, z których część została wcześniej oddelegowana do pracy tam w wyniku rządowego nakazu, domagali się poprawy warunków bytowych oraz płacowych – Foxconn nie dotrzymał bowiem zobowiązań, które podjął w umowach z zatrudnianymi tam osobami. Później firma tłumaczyła się, że zaniżone wypłaty były wynikiem błędu w kadrach i płacach.

Protesty w Chinach dokumentowane na żywo

Demonstracje trwające w Chinach są dokumentowane na żywo przez ich uczestników za pomocą mediów społecznościowych, m.in. zakazanego w Chinach Twittera.

Chińskie władze zdają sobie sprawę z potęgi komunikacji w internecie, czego dowodem są liczne przypadki cenzury wpisów na rodzimych platformach, takich jak Weibo czy WeChat – bardzo często niepolityczny przekaz jest tam cenzurowany, zanim w ogóle zdąży zostać opublikowany i przez kogokolwiek obejrzany.

Nie kontrolujesz? Zalej spamem

Pekin doskonale wie, że nie ma władzy nad zachodnimi platformami społecznościowymi – przynajmniej na poziomie bieżącej kontroli nad treścią (co innego dyplomacja, w wyniku której Big Techy miękną przed żądaniami Chin).

Nie mogąc ocenzurować wpisów zawierających materiały wideo pokazujące protesty w Pekinie, Szanghaju czy Wuhan, Chiny zaczęły zalewać Twittera masą wpisów pochodzących ze zautomatyzowanych kont, które zawierały pornografię albo całkowicie pozbawione znaczenia i nie związane z tym, co się dzieje, treści.

Pozwoliło to „zakryć” wydarzenia w kraju – wpisy dotyczące protestów literalnie utonęły w powodzi spamu, a osoby zainteresowane śledzeniem na bieżąco tego, co dzieje się podczas demonstracji, po prostu nie mogły tego robić z użyciem Twittera.

Nie dysponując możliwością aktywnej cenzury, Pekin po prostu zrealizował to, co dobrze znamy już z innych chińskich, rosyjskich (i nie tylko) operacji wpływu – zatruł komunikację.

Dziennik „Washington Post”, który poinformował o tym jako pierwszy, wskazał iż większość fałszywych wpisów pochodziła z chińskich kont na Twitterze, które były od miesięcy, a nawet lat, nieaktywne.

Co na to moderacja Twittera?

W skrócie – nic. Może dlatego, że Elon Musk po przejęciu serwisu zwolnił znaczną część zespołu odpowiedzialnego za moderację? Jeden z obecnych pracowników platformy, do którego zwróciły się media, poinformował, że platforma dostrzegła problem i „pracuje nad jego rozwiązaniem”. Okazało się jednak, że zautomatyzowane narzędzia moderacji, na których aktualnie opiera się moderacja treści na Twitterze, nie podołały temu zadaniu.

Twitter nie odpowiada na zapytania prasowe w sprawie, bo wszyscy pracownicy działu komunikacji zostali przez Muska zwolnieni. Według „WP”, z pracy na platformie zrezygnowali również wszyscy wcześniej zatrudnieni analitycy i specjaliści od operacji informacyjnych.

Przykład ten pokazuje jasno, jak ważny dla wolności obywatelskich jest Twitter, bądź co bądź – prywatna firma w rękach kompletnie nieodpowiedzialnego człowieka.

Być może nie trzeba wcale jego bankructwa, byśmy już teraz odczuwali negatywne skutki tego, w jakim jest stanie.

Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane teksty
Total
0
Share